DZIEŃ 25 DZIEŃ 27
Dzisiaj wejdę do Galicji. To już ostania kraina, którą zobaczę.
|
Granica Kastylii i Galicji w Sierra de Ancares |
Zaczynam w mżawce, która przechodzi w regularny deszcz. Idąc zastanawiam się, dlaczego musi być tak, że każdą górę na szlaku muszę zdobywać w zimnie i chmurach. Chyba nie zasługuję na piękne widoki. Do La Faba idę asfaltem. Tu odpoczynek przed wspinaczką. W La Faba jest schronisko z barem. Szału nie ma, w sensie: express tylko przelewowy, ale absolutnie przemili wolontariusze. Zjadam bagietę i chorizo, obiecując sobie, że już więcej nie kupię ani bagiety, ani chorizo. Za schroniskiem już tylko kamienista ścieżka pod górę, przez las kasztanowców.
|
Kociusie w Las Herrerias |
Gdy wychodzę z lasu, świeci słońce. Zielone wzgórza z żółtym janowcem jak okiem sięgnąć. Ponieważ na szlaku zrobiłam się płaczliwa, jest to świetny powód, aby oczy mi się załzawiły.
|
Sierra de Ancares |
Ostatnia wieś Kastylii to La Laguna de Castilla. Trudno mi powiedzieć, że prowadzi przez nią szlak kulturowy UNESCO. Idę po rozmiękłych krowich plackach. Muszę się dobrze naskakać z plecakiem na grzbiecie, aby trafić nogą na czyste miejsca. Woda w studzience nie do picia. Pani w barze nalewa mi do butelki wody z kranu. Mam wątpliwości, ale mówi, że to dobra woda.
|
Podejście pod O'Cebreiro |
Cały czas jest pod górę. Mówią, że to trudne podejście. Zapewne. Gdy pielgrzym idzie z Villafranca, to jest zabójcze, ale dla mnie dzisiaj, to dopiero dwanaście kilometrów, więc nie odczuwam specjalnego wysiłku. Jest pięknie i przyjemnie.
|
Palloza w O'Cebreiro |
Na granicy Kastylii i Galicji jest kamień, pod którym wszyscy robią sobie foto. Ja też. Wchodzę do Galicji. 156 kilometrów do Santiago. Jeszcze dobra chwila i jestem na O’Cebreiro. Najpierw punkt widokowy na szczycie, a potem osada. Miejsce wygląda magicznie. Okrągły dom - palloza, przypomina celtyckie osady, w takich domach mieszkali Gallekowie (celtoiberowie) jeszcze przed naszą erą. Do tego średniowieczne zabudowania klasztorne i Kościół Marii Panny z 836 r w stylu preromańskim. Autokarowi pielgrzymi, robią zdjęcia pieszym pielgrzymom. To chyba niezła pamiątka mieć zdjęcie takiego umęczonego, spoconego pielgrzyma.
|
Kościół NMP w O'Cebreiro |
Od czasów Alfonsa VI do XIX wieku osada należała do benedyktynów. Mnisi mieszkali w domu obok kościoła. Był oczywiście szpital. W kościele znajduje się cudowna figura Matki Boskiej z XII wieku oraz również z tego okresu kielich i patena z legendy o cudzie w O’Cebreiro.
|
O'Cebreiro |
W O’Cebreiro żył ksiądz, który stracił wiarę. Pewnego dnia, gdy na dworze szalała śnieżna burza do kościoła, w którym ksiądz odprawiał mszę dotarł z pobliskiej wsi szuan John Santin. Gdy ksiądz zobaczył na wpół zamarzniętego człowieka, powiedział, że tylko głupiec idzie w taką pogodę, żeby zobaczyć kawałek chleba i wina. W tym momencie hostia zamieniła się w ciało, a wino w krew. To był bardzo słynny cud. Królowa Izabela w drodze do Santiago zatrzymała się tutaj i podarowała mnichom dwie kryształowe fiolki, w których są przechowywane relikwie.
|
Kościół NMP w O'Cebreiro |
Cud ten stał się też początkiem legendy o św. Graalu. Podobno to właśnie w O’Cebreiro templariusze odnaleźli Graala, który stał się ich największym skarbem. Później, po rozwiązaniu zakonu, mieli odwieźć Graala do O’Cebreiro i tu go ukryć.
|
Rzeźba NMP w O'Cebreiro |
Również Wagner w operze Parsifal odnosi się do cudu w O’Cebreiro.
W XX wieku w O’Cebreiro żył ksiądz Elias Valina Sampedro. Pięćdziesiąt lat temu roku odrestaurował kościół i zabudowania klasztorne, otworzył schronisko i gospodę. To on wymyślił żółtą strzałkę i razem z wolontariuszami oznaczył szlak francuski do Santiago. Napisał też przewodnik pielgrzyma.
|
Sierra de Ancares |
Przecudnie jest w O’Cebreiro, ale byłam tu w porze sjesty, więc wyszłam głodna. Potem było schodzenie z wielkiej góry, a następnie wchodzenie na Alto San Roque, schodzenie z Alto San Roque i wchodzenie na Alto do Polo. Dopiero to dało mi w kość. I krowie placki aż do Fonfria.
|
Alto San Roque |
W Fonfria jest tylko jedna alberga. Doszłyśmy razem z Joan, wkrótce przyszli Peter i Heather. Jakoś domowo się zrobiło. W schronisku spotkałam 4 Polaków. Tyle, co do tej pory przez trzy tygodnie. Były Janka i Basia, Agnieszka oraz Rysiek. Rysiek jest kozak. Biega maratony, a to był jego jedenasty dzień na Camino. A ruszył w San Jean Pied de Port. Robi codziennie od 40 do 50 km. Fajny gość, ale od razu zrozumiałam, że już nigdy się nie spotkamy na tym szlaku.
|
Hospital da Condesa |
Janka i Basia są starsze ode mnie. Jedna jest ze Śląska, a druga z Gdańska. Nie miały z kim iść, więc spiknęły się przez internet. I tak wędrują. Nie znają języka, a radzą sobie świetnie.
I jest Agnieszka. O Agnieszce mówiła mi już Wesoła Kompanija z Pomorza. Szli z nią od SJPdP przez kilka dni, w Burgos musiała mieć przerwę, bo nogi odmówiły współpracy. Aga opowiedziała mi też, że schodząc z Cruz de Ferro, upadła i stłukła sobie stopę. Na O'Cebreiro wjechała taksówką i zrobiła sobie dzień przerwy. Już była gotowa poddać się, ale przeczytała psalm 121 w kościele MP i postanowiła jeszcze raz spróbować. Ledwo kuśtyka. Cierpi bardzo. Rysiek oddał Agnieszce opatrunki uciskowe, żeby jej tak nie bolało i żeby mogła dalej iść. Myślę, że Agnieszka ma wolę silniejszą niż jej drobne ciało.
|
Biblie wystawione w kosciele NMP w O'Cebreiro |
Znów pomyślałam sobie, że chyba przesadzam z tymi bolącymi kostkami.
Joan oczywiście zwróciła uwagę, że w tej alberdze jest tak miło, że chyba zostanie tu na kilka dni, ale rano wyszła jeszcze przede mną.
|
Miejscowi szeryfowie w Alto do Polo |
DZIEŃ 25 DZIEŃ 27
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz