04 czerwca 2016

Camino - Dzień 17

DZIEŃ 16                                                                                                      DZIEŃ 18

Dni podobne są do siebie. Znów wychodzę ostatnia. Monotonność Mesety, wędrówka przez pola, wyludnione i opuszczone wioski powodują,  że wrażenia się zlewają, nie mogę już odróżnić jednego dnia od drugiego. Spotykam tych samych ludzi, ale na szlaku mało rozmawiam. Idzie się w ciszy, każdy w swoim tempie. Bardzo często, ci którzy są razem, idą osobno. Przechodząc obok siebie wystarczy „Buen Camino”, „Holla”, „Hello”, uśmiech lub podniesienie ręki. Pogadamy w barze, albo wieczorem.
Camino, Jola Stępień, Meseta, Sahagun

Nie wiem też, jaki jest dzień tygodnia, jaka data. Ale nie dociekam. Co by miało to zmienić, że dziś jest środa, albo piątek? Przecież nie pójdę w inną stronę, albo nie odłożę prania na jutro. To co trzeba zrobić każdego dnia, robię. Czego nie trzeba robić – nie robię. Jestem zmęczona, nogi bolą, ale każdego dnia jest bliżej do celu. Tak minęło 400 kilometrów. Trudno mi w to uwierzyć. 
Dzisiaj więcej wiosek. Ledigos – „miejsce szczęśliwe”. Nie wygląda. Szlak tylko lekko zahacza o wieś. Może dalej jest lepiej.
Camino, Jola Stępień, Meseta, Terradillos de los Templarios
Terradillos de los Templarios
Terradillos de los Templarios miało być pamiątką po templariuszach. Wygląda jak popegeerowska wieś, tylko gorzej. Domki zbudowane są z „adobe”, cegieł z błota i trawy wysuszonych na słońcu. W Kastylii mijam wiele takich domów. Przeważnie są niezamieszkałe. W stare budynki powstawiano aluminiowe drzwi i bramy. Właściwie rozpacz. 
Camino, Jola Stępień, Meseta, Terradillos de los Templarios
Terradillos de los Templarios - kościół templariuszy
Templariusze w Hiszpanii raczej mają dobrą opinię i są znani jako zakon dobrze opiekujący się pielgrzymami. Ciekawe, że tu mówi się, że dopłynęli do Ameryki na długo przez Kolumbem. Albo, że mieli kury znoszące złote jaja. Albo, że posiadali kamień filozoficzny i zamieniali ołów w złoto. Metody zdobycia są skarbu są różne, ale jego istnienie było niewątpliwe. 
Camino, Jola Stępień, Meseta, Terradillos de los Templarios, Moratinos
Moratinos - domek z adobe
Według legendy Jakub de Molay, ostatni mistrz, nie zginął na stosie w Paryżu, ale uciekł ze skarbem w stroju pielgrzyma. Szedł do Santiago, ale niestety zmarł w Terradillos i dlatego tu trzeba szukać skarbu. Wskazówek tu znacznie mniej niż w Cazadilla. Swoją drogą, nie mógł być to wielki skarb, raczej skarbik.

Camino, Jola Stępień, Meseta, Terradillos de los Templarios, Moratinos
Moratinos
Dzisiaj wioski są często i mimo, że są takie biedne i puste, w każdej z nich jest jakiś bar z plastikowymi fotelami, gdzie można zjeść, napić się i skorzystać z toalety. Ostatni odcinek z San Nicolas to dziesięć kilometrów bez źródełka. 3 kilometry przed Sahagun nad Valderaduey jest Ermita de la Virgen del Puente – Dziewicy od Mostu, można odpocząć, ale kranik był zakręcony. Kościółek jest malutki, a mostek obok niego pamięta czasy rzymskie. 
Camino, Jola Stępień, Meseta, Sahagun Ermita de la Virgen del Puente
Ermita de la Virgen del Puente 
Sahagun powstało wokół klasztoru , w którym pochowano braci Facundo i Primitivo, męczenników z czasów rzymskich. Stąd nazwa San Facundo, San Fagun, Sahagun. Za panowania Alfonso VI klasztor przejęli benedyktyni, powstało hiszpańskie Cluny. Opactwo było jednym z najważniejszch na półwyspie. Benedyktyni i pielgrzymi rozwinęli miasto i okolicę. W XIII wieku był tu nawet uniwersytet. Ale słodko nie było. Miasto zamieszkiwali Francuzi, Niemcy, Włosi, Żydzi. Wybuchały tu liczne bunty przeciw zakonnikom. Sahagun słynęło w średnioweczu również z wielu lupanarów i kabaretów. W tawernach tańczyły nagie muzułmanki, a wino lało się strumieniami. W każdym razie z opactwa pozostała wieża i łuk boczny z barokowego kościoła.
Camino, Jola Stępień, Meseta, Sahagun
Sahagun - łuk barokowego kościoła.
Ja zainstalowałam się w klasztorze benedyktynek. Pochowano w nim Alfonsa VI i jego cztery żony. Benedyktynki prowadzą hotel, ale są w nim dwa czteroosobowe pokoje dla pielgrzymów. Prałam w wirydarzu, a posiłki jedliśmy w refektarzu. 
Camino, Jola Stępień, Meseta, Sahagun
Sahagun - wirydarz w klasztorze benedyktynek
W pokoju poznałam Holendra, który jechał z Lizbony przez Santiago do domu. Nie byłoby w nim nic specjalnego, gdyby nie to, że powiedział mi, że był w Polsce na Światowym Festiwalu Młodzieży i Studentów. To było w 1955 roku! Sześćdziesiąt jeden lat temu! Ile mógł mieć wtedy lat? Najmniej 15. Raczej był studentem o lewicowych przekonaniach, więc raczej 20. A teraz jedzie dwa i pół tysiąca kilometrów i narzeka, że z jego żoną to już słabo, bo nie wyjeżdża poza Holandię. Nie wspomina Polski dobrze, mówił o ruinach i biedzie. Oczywiście zaprosiłam, żeby sobie porównał.
Camino, Jola Stępień, Meseta, Sahagun
Sahagun - festyn na rynku
Ciekawa była też dziewczyna ze Szwajcarii, kiedyś była tu z grupą niepełnosprawnych jako opiekunka. Szli tylko fragment z Sarii. Teraz idzie sama, wzięła bezpłatny urlop i wyszła z domu. Idzie po 15 kilometrów dziennie, zawsze tylko tyle, żeby nie rozbolały ją nogi. 
Camino, Jola Stępień, Meseta, Sahagun
Sahagun - popołudnie na rynku
Wieczorem spotkałam jeszcze raz wesołą kompaniję z Pomorza. Pukaliśmy, dzwonili, po prostu dobijaliśmy się razem do kaplicy benedyktynek na wieczorne nabożeństwo. Mieliśmy raczej na myśli mszę, ale siostry zafundowały nam tylko Godzinki i błogosławieństwo pielgrzymów. Zrobiłam więc jeszcze jeden kurs do kościoła obok Alberge Municipale. Tam była wieczorna msza. Nabiegałam się po tym Sahagun, jakbym cały dzień zupełnie nic nie robiła.
Camino, Jola Stępień, Meseta, Sahagun
Sahagun - kościół św. Łazarza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz